Witamy w serwisie Share a bite,
sunshine10. Masz 1 nową wiadomość od użytkownika DeadRosemary. Możesz ją
odczytać teraz lub przejść do najnowszych wątków na forum.
–
Nie omieszkam wykonać obu rzeczy – wymruczała do ekranu Summer. DeadRosemary, będąca
w rzeczywistości jej bliską koleżanką Annie, nie podzieliła się niczym nadzwyczajnym,
a jedynie nie potrafiła się nadziwić, że zdołała wydać całą pensję na kosztowną
torbę z najnowszej kolekcji Chanel.
Duża, kremowa i pikowana,
piękna, moja! To dostateczna nagroda za miesiąc wcielania się w posiłek pana
Stewarta. Tak, wiem, usprawiedliwiam szarpnięcie się na luksus. Kolejny wypad
do centrum skończy się na kawie. Mojej kawie, bo tobie radzę zaszaleć i
wreszcie kupić ten cholerny płaszcz!
To
była prawda, Summer marzyła o nowym palcie na chłodne wiosenne i jesienne dni, najlepiej w kolorze
chłodnej czerwieni i sięgającym przed kolano. Raczej nie wydałaby na tę
zachciankę miesięcznego zarobku, ponieważ musiała opłacić wynajęte mieszkanie i
przesłać niewielką kwotę rodzicom, a resztę zostawić na życie. Całe szczęście,
że rodzina, u której pracowała, odciążała ją od zakupu suplementów
wspomagających procesy krwiotwórcze, więc zaoszczędzała około dwustu dolarów kwartalnie.
PS Ta strona jest rewelacyjna. Przyjemny
wygląd, uporządkowane działy, ciekawe artykuły i kalendarz z fajnymi
wydarzeniami. Może wybierzemy się na jakieś? Myślałam ostatnio, jak
wypadłybyśmy na zgrupowaniu żywicieli.
Obecnie zaznajamiam się z
bajerami dostępnymi w profilu. Nic, czego wcześniej nie widziałabym na innych portalach,
ale podobają mi się te kropelki krwi pod zdjęciem określające czas bycia
karmicielem. Ty masz już trzy, a ja zaledwie połówkę.
Raz jeszcze, buziaki!
Westchnęła
i uśmiechnąwszy się, nieco pobłażliwie, przeszła do forum. Oho, ciekawie,
pomyślała, przeglądając pierwszą stronę tematów.
Czuję się zagrożona. Co mam
zrobić?
Laeana26
pisze: Zacznę od tego, że mam już ponad
trzydzieści lat i od trzech miesięcy karmię czternastoletniego chłopca. Od
początku przeczuwałam, że będą z nim problemy, bo biedactwo jest typowo
rozpieszczone. Pyskuje ciężko pracującym rodzicom, nie robi wokół siebie nic,
ostatnio pobrzękiwał coś o zakończeniu edukacji (pobiera naukę przez Internet,
ale woli grać). To jeszcze nic. Ostatnio przypadkowo usłyszałam fragment
rozmowy z jakimś kolegą, gdzie mój podopieczny mówił, że "chętnie wyssałby
tę sukę (mnie) do cna". Byłam tak przerażona, że nie mogłam się ruszyć.
Dodam, że bywa łapczywy i muszę go odrywać od ręki. Uciekać czy naskarżyć jego
opiekunom?
Fairytale
pisze: Naskarż. To tylko chorowity
gówniarz. Gdyby zrobił ci krzywdę, słono by za to zapłacił i dobrze o tym wie.
Cat-pompidou
pisze: A ja bym zrezygnowała. Sama
zmieniłam karmionego i wreszcie jestem zadowolona z tego zawodu. Mnóstwo osób
czeka na swojego żywiciela, a ten chłoptaś będzie cię gnębił i kto wie, na co
jeszcze sobie pozwoli…
Summer
przeszła do innego wątku.
Karmicielki równa się dziwki?
Moooddy
pisze: Ostatnio spotkałam się z tym
kontrowersyjnym artykułem autorstwa pismaka z The Moon i moim zdaniem on w
pośredni sposób porównuje karmicielki do prostytutek. Bo niby czemu miałby
przytaczać w swoim tekście tylko i wyłącznie młode dziewczyny przyjmujące napiwki
lub upominki od swoich podopiecznych? Jasne, zdarzało się, że ktoś inicjował
kontakty seksualne, ale to chyba rzadkie historie i niekoniecznie zakończone w
łóżku. Ja jestem zbulwersowana.
This_stupid_wife
pisze: No cóż, dzielenie się krwią jest
intymne. Nie zdajesz sobie sprawy z tego, co się dzieje z niektórymi
desperatkami, których nie ma w bazie, a gorąco oferują się na słupach
reklamowych. Podpowiem, że oferują nie tylko pożywne osocze.
Moooddy
pisze: W takim razie trzeba oddzielić
ziarno od plew. Dobre imię karmicielek nie może być splamione przez, jak to ujęłaś,
desperatki.
This_stupid_wife
pisze: Jasne, na pewno przytaknie na to
dziennikarzyna, która szuka rozgłosu i próbuje wywołać tanią sensację godną
byle brukowca.
Cat-pompidou
pisze: A ja przypominam, że zajmujemy się
osobami chorymi, które najczęściej muszą zrezygnować ze swojego dotychczasowego
życia, pasji. Spotkałam wielu nosicieli, w tym młodych mężczyzn, jakoś żaden
nie patrzył na swoją żywicielkę jak na seksualny kąsek, a nierzadko była (jest)
to atrakcyjna kobieta.
Heatyourhead
pisze: Lata temu wokół wirusa HIV też
powstawały mity i brednie, np. przypadłość gejów. Ludzie myśleli, że zarażą się
przez podanie ręki. Niech ten gościu z The Moon pisze sobie, co chce, mądrzy go
nie poprą.
Moooddy
pisze: Spotkałam się już z dyskryminacją
związaną z moją pracą. Niegdyś szlachetne oddawanie krwi nie przełożyło się na
szlachetność karmienia krwią chorych, aby utrzymać ich przy zdrowiu… Tak to
widzę i prędko nie zmienię zdania, a smutne jest to, że jakieś kurewki będą
ciągnęły zawód żywicieli w dół.
This_stupid_wife:
Jak uważasz, nikt nikogo nie będzie
próbował na siłę przekonać się, że jest inaczej. Widocznie według ciebie białe
jest białe, a czarne jest czarne…
–
Krwi.
Summer
wzdrygnęła się i odruchowo położyła dłoń na klapie laptopa. Za nią stała Andrea
– jasnowłosa, chorobliwie blada dziewczynka w błękitnej piżamie z motywem potulnych
niedźwiadków.
–
Krótko spałaś, Andy – zauważyła Summer.
Niezbyt
cieszyła się z tego, że ostatnie drzemki jej podopiecznej nie trwały dłużej niż
dwadzieścia minut. Usiłowała wyjaśnić państwu Robertson problem, jakim jest
zaburzenie snu u ich dziecka, ale wszystko zrzucili na karb choroby, na którą
nie ma skutecznego lekarstwa. Summer próbowała wcisnąć dziewięciolatce ziołowe
tabletki wspomagające wejście w głęboką fazę snu, lecz Andrea ssała je jak
cukierki i wypluwała, kiedy słodka, gładka powłoka całkowicie znikła, odkrywając
gorzkawy środek zbity w zieloną pastylkę.
–
Krwi – mruknęła w odpowiedzi, pocierając knykciami powieki. – A potem bajka.
Summer
z konsternacją spojrzała na zegarek.
–
Dopiero kwadrans po dziewiętnastej. Na pewno jesteś głodna? – zapytała.
–
Tak, Sammy. Słabo mi. – W głosie Andrei bardziej pobrzmiewała nuta irytacji,
aniżeli prośby i Summer uległa. Zazwyczaj karmiła ją trzy razy na dobę lub dwie
o stałych porach: siedemnasta, dwudziesta pierwsza i pierwsza w nocy. Jednakże
w ostatnich dniach dziewczynka nieszczególnie chciała przestrzegać dawniej
ustalonych reguł.
–
Dobrze, ale nie więcej niż dwa łyczki.
–
Rozumiem.
Obie
podeszły do łóżka, zniecierpliwiona Andrea ciągnąc karmicielkę za łokieć.
–
Usiądź – nakazała Summer, podwijając rękaw szarego swetra. Dziewczynka
posłusznie wykonała polecenie, sadowiąc się w rozkopanej pościeli, i wpatrzyła
się łakomym wzrokiem się w poznaczony bliznami przegub. Przez senność i
zmęczenie widoczne na jasnej buzi przebijały ślady ekscytacji spowodowanej
zbliżającym się zaspokojeniem głodu. Nie umiała kontrolować emocji, a Summer
nie miała jej tego za złe, choć osiem miesięcy temu, w ciągu pierwszego
tygodnia karmienia Andrei, bywała przerażona, kiedy widziała to pragnienie. Przemyła
skórę wilgotną chusteczką i podała dłoń dziewczynce.
–
Pamiętaj o dwóch łykach.
Andrea
zawahała się.
–
Przepraszam, Sammy. Po prostu chcę poczuć się lepiej.
–
Wiem, Andy. Powinnyśmy się trzymać ściśle określonych godzin. Wtedy mam więcej
czasu na dojście do siebie.
–
A teraz będzie cię bolało?
–
Niekoniecznie. – W gruncie rzeczy była już oswojona z delikatnymi ukłuciami, jakby za sprawą igły albo strzykawki. – No, pij.
Andrea
skinęła głową i przyłożyła usta do wyciągniętej ręki. Rozchyliła wargi, odsłaniając
zęby jak podczas szerokiego uśmiechu. Dwa z nich, kły, znacznie różniły się od
kłów zdrowego człowieka – były wydłużone i szpiczaste, w sam raz, by wgryźć się
w źródło pożywienia. Dziewczynka ukąsiła nadgarstek w miejscu, w którym była
widoczna sieć fioletowych żył. Wąski strumień ciemnoczerwonej krwi spłynął
wprost do jej ust. Przez chwilę ssała, wyraźnie rozsmakowana, a w powietrze
wzbił się charakterystyczny zapach metalu.
–
Wystarczy.
–
Dziękuję. – Andrea niechętnie wyzwoliła z uścisku przegub i oblizała się. Summer
opuściła przedramię, po czym przyłożyła do świeżej rany opatrunek. Dwa
rozjarzone punkty zakryła czysta biel gazy.
Andrea
ułożyła się na poduszkach obleczonych różowym, bawełnianym materiałem z tęczowym
nadrukiem. Cały jej nieduży pokój był urządzony w dziewczęcy sposób, jedynie
zwiewne, muślinowe firany zmieniono na ciemne kotary, które nie przepuszczały
światła słonecznego. Ściany pokrywała farba w odcieniu złotego piasku, co w
połączeniu ze starannie dobranym sztucznym oświetleniem dawało złudzenie
ciepłego, letniego dnia w samym sercu posiadłości rodziny Robertsonów, nawet w
środku nocy. Obrazy wiszące w kilku miejscach przedstawiały barwne abstrakcje,
zapewne niezrozumiałe dla kilkulatki, ale przyjemne dla oka i w jakiś sposób
uspokajające. Obok jasnego biurka, przy którym zwykle przesiadywała Summer,
stał ogromny kosz z zabawkami i piękny dom dla lalek. Bywało, że razem czesały
i przebierały figurki, a potem urządzały im spotkania na wzór angielskich
herbacianych podwieczorków, chociaż Andrea stawała się szybciej znudzona niż
jej opiekunka.
Dzięki
niewielkiej porcji krwi na twarz dziewczynki wstąpił subtelny rumieniec, a
spojrzenie stało się przytomniejsze.
–
Jesteś dziś słodka, Sammy – powiedziała z szerokim uśmiechem. W przestrzeni
między zębami miała resztę posoki.
Summer
rozbawiło to wyznanie. Niejednokrotnie, na przykład po przypadkowym
przygryzieniu wargi lub języka, mimowolnie spróbowała krwi i w jej uznaniu była
nieznośnie żelazna, a specyficzny posmak potrafił utrzymywać się przez wiele
godzin. A jednak znaczna część populacji, dotknięta wirusem wampiryzmu,
lubowała się w tym smaku, tak bardzo odmiennym od tego, co mógł doznać zdrowy
człowiek. Słodka, przyjemnie neutralna niczym woda, okraszona nutą pikantnej
przyprawy... Takimi właśnie określeniami chorzy opisywali cudownie życiodajny
płyn dodający im sił tak, jak ludziom zwykle dodaje sił kofeina zawarta w kawie
bądź napoju energetyzującym. Naukowcy badający wirus już ustalili, a nawet
wydali pracę naukową na ten temat, że na dobry smak krwi w połowie składa się
wrażenie zarażonego związane z pozytywnymi skojarzeniami po karmieniu, a w
połowie odpowiada za to naturalny zapach żywiciela, który może być wzmocniony
perfumami, ostatnio spożytym posiłkiem lub emocjami. Wobec tego Summer przyjęła
niewinny komplement Andrei z przymrużeniem oka, zadowolona, że dziewczynce
poprawił się humor.
–
Co porobimy teraz, panno Robertson? Podobno życzyła sobie panienka bajki?
–
Może być ta o czarodziejkach. Trzynasty odcinek – odparła Andrea, wtulając się
w wielkiego, brązowego misia, z którym zwykła spać.
Summer
ochoczo skinęła głową i sięgnęła po pilot leżący na szafce nocnej. Włączyła
telewizor wiszący na ścianie naprzeciwko łóżka, a następnie uruchomiła
bibliotekę multimedialną. Musiała wstać, by przyjrzeć się małym napisom – nie
miała orlego wzroku i ciągle odkładała wizytę u okulisty na później.
–
Trzynasty, tak? – upewniła się.
–
Tak… Sammy…
–
Hm?
–
Chyba zrobiłam siusiu.
Summer
gwałtownie obróciła się. Doskoczyła do Andrei i uchyliła kołdrę, którą ta moment
wcześniej się otuliła. Spod przykrycia buchnął kwaśny odór moczu, a na
prześcieradle zakwitła plama, ogromna i żółta.
–
Och, Andy, nie jesteś przecież dzidziusiem. Nie czułaś, że masz potrzebę? –Nie
ukrywała rozeźlenia.
–
Nie, przepraszam – odpowiedziała płaczliwie dziewczynka, sama wyglądając na
zaszokowaną.
Żywicielka
dziecka musiała być przygotowana na każdą okoliczność, nawet tę najbardziej
alarmującą. Andrea wstała pośpiesznie, a Summer zrzuciła wszystką pościel na
podłogę, zawczasu odsuwając stopą puchaty dywanik. Poza poduszkami, do prania
nadawała się cała reszta, łącznie z pierzyną z wnętrza poszwy w misie, która
złapała zapach uryny.
W
tym samym czasie ktoś zapukał do drzwi pokoju. Summer rozpoznała to słabe,
ciche pukanie Elli Robertson, zawsze obawiającej się, że omyłkowo wejdzie do
sypialni córki w trakcie karmienia. Ten widok wprawiał ją w niesmak, dlatego
wraz z mężem starali się go unikać. Lękali się opieki nad swoim jedynym
dzieckiem – jednego dnia twierdzili, że doskonale rozumieją, przez co
przechodzi, drugiego dnia ubliżali Bogu za obciążenie ich rodziny nieuleczalnym
schorzeniem.
–
Mama – wyszeptała bezgłośnie Andrea, a w jej niebieskich oczach pojawił się
strach.
–
Spokojnie, nic się nie stało – Summer uspokoiła dziewczynkę. – Proszę wejść!
Drzwi
rozchyliły się powoli i próg przekroczyła elegancka kobieta. Mimo swoich
czterdziestu jeden lat, talię miała szczupłą i godną podziwu,
a kremowa sukienka koktajlowa podkreślała sztucznie opaloną skórę i dużego,
jasnego koka upiętego z tyłu głowy. Była jak zwykle pachnąca i nienagannie
umalowana. Wyglądała jak typowa bizneswoman, kobieta sukcesu z magazynu dla
ludzi posiadających wpływowe firmy.
Na
widok przygarbionej Andrei i zrzuconej pościeli wybałuszyła oczy, niepewna, co
ma zrobić. Splotła palce obu dłoni i zaczęła kręcić nadgarstkami, a cienkie,
złote bransolety zaczęły pobrzękiwać. Na jej twarzy malowała się groza.
–
Co tu się stało? – spytała cicho.
–
Właśnie miałyśmy małą wpadkę z nietrzymaniem moczu – wyjaśniła Summer, jakby
również brała udział w zsikaniu się do łóżka. – Wszystkim się zajmę.
Dzięki
temu zapewnieniu pani Robertson wyraźnie ulżyło.
–
Och. Andrea. Moje biedne dziecko – powiedziała, odrobinę zbyt sztywno.
Odchrząknęła. – Myślałam, że o tej porze będziesz w krainie snów – dodała,
powołując się na znajomość czasu drzemek Andrei.
–
Nie umiem spać, mamo. – Dziewczynka przywarła do boku Summer, ale bezbronność w
jej głosie musiała zmiękczyć serce matki. Kobieta podeszła do niej, pochyliła
się i szybko, ledwie dotknąwszy zaróżowionej skóry, ucałowała jasny policzek,
pozostawiając niewyraźny, czerwonawy odcisk warg. Ścisnęła córkę za ramiona i
rzekła:
–
Jak dobrze, że masz taką kochaną opiekunkę.
Bo
ty nie zdołałabyś niczego ogarnąć, pomyślała Summer, współczując Andrei.
–
Bądź grzeczna, księżniczko, bo razem z tatą jedziemy na kolację do Montgomery i
zatrzymamy się później w hotelu… – Spojrzała z wahaniem na Summer, która już
wcześniej dowiedziała się o planach państwa Robertson na piątkowy wieczór. Choć
uważała, że mogliby poświęcić czas Andrei, znów postanowili wyrwać się
z Prattville, pozostawiając dom w rękach służby, a to według Summer było nieco
krzywdzące dla chorego dziecka spragnionego miłości bliskich.
–
…a jutro będziesz mieć wizytę lekarską. Zbada cię doktor Philip i przepisze
syrop na dobry sen.
–
Dobrze, mamo.
Dziewczynka
skrzywiła się z niezadowoleniem, a Summer odetchnęła z ulgą, pewna, że leki w
innej formie niż tabletki przyniosą jej podopiecznej niezmącony głodem, słodki
sen.
*
Robertsonowie wyjechali do
sąsiedniego miasta parę minut później. Andrea poszła wziąć kąpiel, a Summer
przygotowała jej świeże posłanie i skorzystała z chwili samotności, by
zadzwonić do własnych rodziców. Pytali głównie o to, czy ciągłe karmienie krwią
dziewięciolatki nie stało się już dla niej zbyt męczące, zapewniając przy tym,
że poprą jej decyzję o ewentualnym odejściu i szukaniu zatrudnienia w kierunku
wpisanym na dyplomie.
– Byłoby nam przykro, gdybyś
zachorowała na anemię i zmarnowała swoją smykałkę do marketingu.
–
Przestań, tato. Na razie nigdzie się nie wybieram. No i ciągle przyjmuję jakieś
drobne zlecenia zdalne, w wolnych chwilach rozbudowuję swoją stronę. Za dwa lub
trzy lata zajmę się tym w pełni.
–
Dobrze, słoneczko, szanujemy twój wybór... Chcieliśmy ci też powiedzieć, że
mama dostała duże zlecenie na stworzenie ilustracji do serii fantastycznych
książek, a ja… Ja dorwałem nieznaczną pracę dla magazynu literackiego.
–
To wspaniale! – ucieszyła się Summer. – Czym się zajmujesz?
–
Mam do sprawdzenia kilkanaście tekstów dziennie pod kątem stylistycznym i
językowym, wszystko robię na komputerze. Nawet mając jedną rękę nie jest to
trudne. Za jeden artykuł, w zależności od ilości stron, dostaję od dwóch do
czterech dolarów – pochwalił się ojciec dziewczyny, zachowując jednak rezerwę
dla własnej uciechy.
–
Jesteś językoznawcą, bardzo się cieszę, że masz zajęcie. Bardzo, tatusiu.
–
Trafiłem doskonale, Patty również… I… Nie przysyłaj nam nic w przyszłym
miesiącu, damy radę.
–
Ale…
–
To postanowione, Sum. Kropka. Jak ma się Andy? – Mężczyzna prędko zmienił
temat, a lekko zmieszana Summer postanowiła zachować kwestię pieniędzy na
rozmowę na żywo. Wiedziała, że jej rodzinie tak czy owak przyda się wsparcie
finansowa i nie miała zamiaru zrezygnować z niego dobrowolnie.
–
Sytuacja jest stabilna, ale miewa problemy ze spaniem. Jutro przyjeżdża do niej
lekarz z pobliskiej przychodni. Ja będę mieć wolny dzień, być może spotkam się
z Annie. Wybacz, tato, ale muszę kończyć, wydaje mi się, że słyszę wołanie.
Odezwę się niebawem. Kocham was.
–
My ciebie też kochamy. Pozdrów małą. Do usłyszenia, buziaki!
Summer stuknęła kciukiem w czerwoną słuchawkę na
ekranie telefonu i popędziła do łazienki. Andrea faktycznie ją wołała –
potrzebowała pomocy przy myciu głowy, bo sama robiła to nieudolnie, pomijając
spory obszar wokół skroni. Dziewczynka siedziała skulona, po ramiona zanurzona
w wodzie, a jej biała skóra zlewała się z odcieniem zapachowej piany i
ceramicznymi ścianami wanny. Wyróżniały ją jedynie pociemniałe, wilgotne włosy,
okalające drobną twarz. Obok Andrei bezwiednie dryfowała gumowa kaczuszka.
Summer nalała na dłoń odrobinę szamponu dla delikatnej skóry głowy i poczęła
rozprowadzać kosmetyk po cienkich pasmach. Czuła na sobie czujny wzrok
dziewczynki.
– Moi staruszkowie przesyłają pozdrowienia. Na
co się tak patrzysz?
– Dziękuję, ty też ich pozdrów. Sammy, co masz
na nosie?
Summer odruchowo dotknęła czubka nosa i poczuła
bolesny, okrągły wzgórek. Niewielka ilość rzadkawej piany rozbryznęła się na
kafelkach.
– Mocno czerwone? – Powróciła do mycia włosów.
– Trochę.
– To zwykły pryszcz. Sama będziesz miała trądzik,
zwłaszcza w wieku dojrzewania – postraszyła Andreę z uśmiechem, lecz ona z
nagła posmutniała.
– Jeśli kiedyś będę mieć kilkanaście lat, to tak.
– Opuściła głowę. – Chciałabym, żebyś opowiedziała mi historię o chorej
dziewczynce, która wyzdrowiała i mogła powrócić do szkoły, i bawić się w
słońcu.
Summer westchnęła. Czasami nie potrafiła znaleźć
odpowiednich słów, aby pocieszyć córkę Robertsonów. Mogła powiedzieć po raz
kolejny, że według wielu lekarzy na całym świecie wampiryzm nie dorównuje
nowotworowi w wyniszczaniu organizmu, a dorośli ludzie z tą przypadłością
normalnie funkcjonują w społeczeństwie, przestawieni na tryb wieczorny i nocny,
co już nie stanowiło żadnego problemu. Mogła nakłonić uprzedzoną Ellę, żeby przełamała
wewnętrzną blokadę i poprosić ją, aby przy każdej okazji powtarzała swojemu
dziecku, że z pewnością dożyje sędziwego wieku. Jednak zwykle wolała powiedzieć
coś, co doda Andrei otuchy o danym czasie, a nie tylko da, możliwe, że złudną,
nadzieję na lepszą przyszłość.
– Mogę opowiedzieć ci o losach dziewczynki,
która mimo choroby nie straciła radości ducha i każdego dnia wykazywała się
niezwykłą odwagą. Jestem niemal pewna, że ta historia spodoba ci się bardziej.
W odpowiedzi otrzymała szeroki uśmiech.
*
Andrea ułożyła się do spania w czystej pościeli
i niebawem usnęła, otoczona kilkoma pluszowymi misiami. Summer zrobiła sobie
talerz kanapek z serem i słabą kawę, na którą składało się więcej mleka niż czarnego
naparu. Sama musiała wkrótce położyć się i na wszelki wypadek ustawiła na
komórce jeszcze jeden budzik, tuż przed północą.
Na czas posiłku włączyła jeszcze laptopa i
zalogowała się do serwisu Share a bite, przechodząc od razu do forum. Lubiła pisać
posty w dziale dla żywicieli dziecięcych. Po wielu miesiącach karmienia Andrei
chętnie udzielała rad początkującym, zwłaszcza tym, którzy nie mieli dużego
pojęcia o obchodzeniu się z chorymi dziećmi. Jej uwagę przykuł nowy wątek
oznaczony wykrzyknikiem.
Agresja
spowodowana mutacją wirusa?
Fragile-melody pisze: Drodzy użytkownicy, to mój pierwszy wpis. Nie zdecydowałabym się na
udzielenie się tutaj, gdyby nie niepokojąca myśl, która tknęła mnie po
wydarzeniach w domu mojej 16-letniej podopiecznej. Nadal jestem roztrzęsiona i
w trakcie poszukiwań pomocy natknęłam się na kilka postów świadczących o tym,
że nie tylko mnie TO spotkało. Wczoraj zostałam ukąszona w ramię i
"wypijana" bez pozwolenia. Musiałam wołać o pomoc, a matka tej
agresywnej dziewczyny ledwo odciągnęła córkę. Skąd ta nagła siła? Ja nie
chciałam nadużywać przemocy, choć uderzyłam ją w głowę przez szok. Po zajściu
matka błagała na kolanach, żebym nie zgłaszała tego naruszenia służbom, a
dziewczyna siedziała w bezruchu przez resztę wieczoru, wpatrując się tępo w
jeden punkt. O co chodzi? Wcześniej już była marudna i okazywała brak szacunku.
Mój mąż, lekarz, każe mi zwolnić się w trybie natychmiastowym. Delikatnie
zasugerował, że wirus, możliwe, że zmieniającym się w swojej strukturze, nieodwracalnie
uszkadza DNA chorych i ich stan będzie się pogarszać… Nie chciał zdradzić nic
więcej, ale w końcu pracuje szpitalu i na pewno posiada ułamek informacji
strzeżonych przez rząd… Martwię się, że wkrótce będziemy świadkami, jak nasi
podopieczni stają się potworami, nie żartuję.
I zaczynam
się bać.
Jestem jako pierwsza? Whoa!
OdpowiedzUsuńNa początku powiem, że podoba mi się szablon. Jest cudownie prosty, nieco mroczny, a wampirza warga cholernie mi się podoba. I mimo że szablon jest w całości niemal czarny, to nie przeszkadza to w czytaniu. Ale czego się spodziewać, skoro Ty go robiłaś <3?
Teraz przejdę do treści, chociaż pierwszy rozdział zawsze ciężko skomentować. Podoba mi się wątek z forum, mam nadzieję, że będzie się częściej przewijać, bo to naprawdę ciekawe. Sam wampiryzm jako wirus również, jestem ciekawa w jaki sposób można się zarazić, mam nadzieję, że zostanie to wyjaśnione. I wielki, ogromny plus za to, że Andrea ma tylko 9 lat i nie jest przystojnym młodym mężczyzną.
Ostatni wpis na forum najbardziej mi się spodobał. Czy teraz Summer też będzie się bać? W końcu Andrea zmieniła swój tryb, chce jeść częściej. Zastanawiam się czy incydent z moczem też nie ma wpływu na to, że się zmienia jeszcze bardziej - wyższy poziom wampiryzmu, który może stać się niebezpieczny, bo w końcu uczucie, że potrzebujesz oddać mocz jest bardzo ludzkie, a ona tego nie poczuła.
Jestem ciekawa, co będzie dalej, a znając Ciebie - nie zawiodę się.
Dziękuję za komentarz, Kochana :* Przyznam, że na początku myślałam o zrobieniu bardziej fantazyjnego szablonu, ale później stwierdziłam, że jednak postawię na prostotę. Tło nie jest do końca czarne, to ciemna szarość, litery też są lekko szarawe. Dlatego czyta się dobrze.
UsuńForum będzie się pojawiać jeszcze w kilku kolejnych rozdziałach, później Summer chyba nie będzie mieć sposobności, żeby na nie zaglądać... ale nic nie zdradzam. Jeśli chodzi o wirus, to sprawę wytłumaczę już wkrótce. Chybabym poszła na łatwiznę, gdyby zamiast Andrei był chory przystojniak, a choć pojawi się pewniej Lowell, nie obiecuję, że między nim a Summer dojdzie do romansu. Będzie to bardziej opiekun.
Fakt, z organizmem Andrei dzieje się coś złego. Kto wie, czy wkrótce nie przestanie czuć jakichkolwiek potrzeb, poza tą najgorszą - potrzebą wypicia krwi...
Dziękuję za komentarz, Aguś <3
Jest to moje drugie zetknięcie się z Twoją twórczością i muszę przyznać, że jestem coraz bardziej zachwycona! Czytanie tego intrygującego rozdziału było wręcz rozkoszną przerwą od problemów dnia codziennego, zaś zagadka dotycząca wirusa niezwykle frapująca przez co opowiadanie już skradło moje serce :) dlatego też zmykam czytać dalej, zaś Ciebie bardzo serdecznie pozdrawiam i życzę weny w dużych ilościach ;)
OdpowiedzUsuńHazel
Muszę przyznać, że ten blog znacznie bardziej mi się spodobał niż twoje FF o HP. Choć chyba Medium i tak wygrywa. Myślę, że gdy zapoznam się bliżej z jednym i z drugim, to dopiero wtedy podejmę decyzję, który jest moim zdaniem lepszy. Póki co ona są inne, oryginalne, a przez to też ciekawe. Wampirów na blogach pełno, ale wampiryzmu, który jest jakąś chorobą jest naprawdę niewiele. Musi być niewiele, bo to pierwszy taki blog na jaki trafiłem. Od razu przyszedł mi na myśl pewien serial, który chciałem obejrzeć, ale jest niestety bez lektora i bez napisów, a ja hiszpańskiego nie umiem. Tak czy inaczej, tam akcja zaczyna się w kinie. Facet sobie siedzi z dziewczyną czy też żoną, je popcorn i gada przez telefon i nagle coś go wykrzywia, oczy mu się jarzą i on atakuje tych ludzi w kinie. Tam też niby został uwolniony jakiś gen, czy też zatrucie co na gen wpływało i tworzyło takie mutanty. Ludziom też długi czas wydawało się, że mają to pod kontrolą, ale nie mieli. Obawiam się, że u ciebie będzie podobnie i te dzieci krwi się w końcu zbuntują i będą chciały pić tyle na ile mają ochotę, a nie tyle ile im wolno. Myślę, że wtedy będą też silniejsze, w ogóle nie będą musiały spać i będą też zabijać, czego po cichu nie mogę się doczekać. Fajnie byłoby poczytać o takiej nietypowej apokalipsie. Sama dziewczynka, która się tutaj pojawiła, póki co wydaje się być zupełnie niegroźna, natomiast ta reszta, przytoczona na tym dziwnym forum. Jeszcze te wyrzuty sumienia, że uderzyła w głowę podopieczną co chciała ją wypić do cna. Ja tam się dziwię, że jej mocniej nie przypierdoliła i to nie tylko w chwili odruchu, ale już po wszystkim. Mnie się wydaje, że te wampirze nastolatki to dobrze wiedzą co robią, rozumieją, że mogą tym zabić, ale są jak alkoholicy, wiedzą, że nie powinni pić, ale i tak nie mają siły na walkę z własnym pragnieniem i...
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie też ta rodzinka, szczególnie ta zimna mamuśka, no i tatuś, który w tym rozdziale był tylko wspomniany. Z jednej strony się nie dziwię ich żalu i tego, że uciekają we własne życie, zamiast zajmować się dzieckiem. Oni chyba nie zdołali się pogodzić z chorobą własnego dziecka, mimo że sporo czasu już upłynęło. Nie uważam jednak, że postępują dobrze, bo są strasznymi egoistami w tym co czynią.
Dziś chyba zetknąłem się z każdą z twoich twórczości i przyznam szczerze, że większość z nich jest zupełnie różna od siebie. Zaraz jeszcze przeczytam kolejny rozdział tego bloga, bo jestem ciekaw jak to dalej się potoczy.
Pozdrawiam:
j-i-s.blogspot.com
Wpadłam tu w sumie przypadkiem i coś mnie tknęło, żeby zacząć czytać. Chociaż nie jestem fanką opowiadań o wampirach i w ogóle takiej tematyki, to muszę ci powiedzieć, że twój sposób budowania świata mnie po prostu urzekł. Czy ja dobrze zrozumiałam, że zrobiłaś z wampiryzmu chorobę, taką jak każda inna? To mi się wydaje naprawdę ciekawym zabiegiem... Jeszcze to forum, które wprowadza świetny klimat i zapowiedź jakiejś katastrofy, którą mamy na końcu xD Chciałabym się do czegoś doczepić, ale... no nie mogę! Nie mam do czego. Cierpię, bo lubię się czepiać:(
OdpowiedzUsuńKurde, dużo bym tu mogła napisać, ale jakoś nie mogę zebrać myśli ;D Może nie będę szukać słów na siłę. Powiem tylko - jeszcze raz- że naprawdę mi się podobało. Jestem mega ciekawa czy ta dziewczynka Andie, też zacznie świrować za jakiś czas i czy rzeczywiście nie stanie się niedługo tak, że oni wszyscy (te wampiry) dostaną jakiejś dziwnej siły i zaczną terroryzować zdrowych ludzi. Coś w stylu apokalipsy zombie tylko z wampirami:D Dobra, przestaję fantazjować. Na razie nie mam niestety czasu, żeby nadrobić kolejny rozdział, ale mam nadzieję, że dam radę niebawem przybyć.
Na razie pozdrawiam i „do napisania”! :D
A jeśli masz ochotę zapraszam też do siebie - sila-jest-we-mnie.blogspot.com